reż. Marcin Borchardt
Dzięki temu, że Zdzisław Beksiński miał pasję dokumentowania życia swojej rodziny, dziś możemy niektóre z powstałych materiałów audio i wideo oglądać zmontowane w półtoragodzinny film, jak to mówią, szczery, bezpretensjonalny, uczciwy, bo naturalny, pozbawiony wszelkiego aktorstwa, jeśli nie liczyć płynącego z offu głosu Tomasza Fogla, czytającego czasem listy Zdzisława. Jeśli ktoś jeszcze nie zna, to ma okazję poznać historię rodziny Beksińskich przyglądając się przebitkom z okresu sanockiego, a potem warszawskiego, przy okazji obserwując, jak zmieniała się rzeczywistość. Wielki plus dla twórców filmu za to, że nie umieścili w tle wałkowanych przy okazji takich okazjach przemówień Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego, czy nawet Wałęsy. Albo transmisji z lądowania na Księżycu. To, można powiedzieć, niezwykłe nowatorstwo w podejściu do przewijającej się w tle przy takich okazjach historii naszego kraju. Nowatorstwo wymuszone być może bezwzględną prawdą wynikającą z dostępnych archiwów, że nie polityką żyje rodzina, lecz własnymi sprawami.